Magdalena Załęcka – “Złap szczęście”
Jako osoba, która jest wzrokowcem, nie mogłam przejść obojętnie obok tej książki. Okładka naprawdę bardzo mi się spodobała i to ona zaciekawiła mnie do tego stopnia, że postanowiłam przeczytać tą propozycję. Czy książka mi się spodobała? Tego dowiecie się nieco później… Na pewno opis na okładce jest równie zachęcający.
Jeżeli lubicie powieści wielowątkowe, to koniecznie musicie wziąć do ręki “Złap szczęście”. Ta książka dodatkowo porusza wiele trudnych tematów takich jak bak zrozumienia i dogadania się w małżeństwie czy partnerstwie, wątek z trzymaniem psa na uwięzi, brak tolerancji, ucieczka z innego kraju…
Młody, przystojny mężczyzna o imieniu Konstanty jest weterynarzem. Niestety, ale pewnego dnia wydarza się przykra rzecz, a mianowicie jego ukochany wujek Alojzy umiera. Kostek musi w końcu uporządkować jego mieszkanie, robiąc to nie ma świadomości, że znajdzie coś co może w jakiś sposób odmienić jego życie. Tak, dobrze czytacie! W tej książce mimo wielu problemów, będą też wybuchy radości i miłości rzecz jasna.
Co znajduje Konstanty? To mogę wam zdradzić, bo i tak to już zostało napisane na okładce – znajduje stare zeszyty, w których jego wuj skrupulatnie notował informacje o różnych ludziach. Dość dużo jest wzmianek o pewnej młodej kobiecie z dzieckiem. Młody mężczyzna chce jak najszybciej się pozbyć tych notatek, lecz… ciekawość wygrywa. Gdy zaczyna czytać odkrywa a dokładniej ciekawi go pewna kobieta.
Jagna to nowa właścicielka psa o imieniu Racuch. Nie zna się kompletnie na psach a za radami pewnych osób udaje się po poradę do weterynarza. Jak się okazuje to gabinet Konstantego. Od tej chwili kobieta wraz ze swoim małym przyjacielem będzie częstym gościem w tym miejscu.
Czy to właśnie Jagna jest kobietą z notesu? Co takiego o sąsiadach pisał wujek Alojzy? Bo tak jak pisałam na początku, to historia wielowątkowa – oprócz Kostka i Jagny znajdziecie tam też innych bohaterów, którzy nie mają łatwo w swoim życiu.
Powiem wam szczerze, że miałam problem z tą książką. Jaki? A taki, że czytałam ją bardzo długo (dostałam ją we wrześniu, a skończyłam czytać na początku listopada). Co wzięłam do ręki i przeczytałam kilka stron, to odkładałam, by wziąć coś kolejnego (gdzie tą kolejną książkę przeczytałam w jeden wieczór). Nie mam pojęcia dlaczego, ale w ogóle książka mnie nie wciągnęła. I to nie znaczy, że nie podobała mi się. NIE! W moim prywatnym notesie oceniłam ją 4/5, bo cała historia jest naprawdę ciekawa, ale… może ta wielowątkowość, albo jakoś styl pisania mi nie przypadł do gustu? Naprawdę nie wiem co było spowodowane tym, że (wyjątkowo) tak długo czytałam książkę. Nie mogłam jakoś przebić się przez nią, ale musiałam, chciałam… widziałam ją kilka razy w rankingu na Empik, więc nie mogłam postąpić inaczej. Męczyłam się czytając, ale dałam radę. Dlaczego oceniłam książkę tak wysoko, skoro nie płynęłam przez nią? A no dlatego, że ja oceniam (przede wszystkim) treść, akcję, bohaterów. Fakt, radość z czytania, zatracenie się w książce jest bardzo ważne, ale w tym przypadku (wyjątkowo) nie biorę tego pod uwagę, bo autorka wymyśliła naprawdę ciekawą historię.
Osobiście polecam (mimo wszystko). Bo wam może będzie się tą książkę szybciej czytało niż mi 🙂